| 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  | 
		                 Piotr Morawski  (1976-2009)     Piotr Morawski był bez wątpienia najwybitniejszym polskim 
		himalaistą młodego pokolenia, który stylem przejść i coraz 
		ambitniejszymi celami, jakie obierał, nawiązał do największych sukcesów 
		polskiego himalaizmu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.  Swój wielki talent do wspinania w górach wysokich Piotr udowodnił już 
		podczas pierwszej wyprawy na siedmiotysięcznik Khan Tengri w Tien-Szanie, 
		który w 2001 roku zdobył wspólnie z Marcinem Kaczkanem. Później przyszły 
		nieudane wyprawy, które jednak – mimo braku sukcesu indywidualnego lub 
		zespołowego – utwierdziły Piotra w przekonaniu, że góry najwyższe są 
		jego największą pasją. Pierwszą była próba wejścia na Pik Pobiedy w 2002 
		roku, podjęta w zespole z Marcinem Kaczkanem (który ostatecznie wszedł 
		na ten szczyt samotnie) oraz udział w zimowej wyprawie na K2 w 2003 
		roku, podczas której Morawski w zespole z Denisem Urubko ustanowił 
		zimowy rekord wysokości na tym szczycie (7630 m)
 
 Lata 2004-2005 to kolejne zimowe potyczki z innym niezdobytym o tej 
		porze roku himalajskim gigantem – Shisha Pangmą. Pierwsza, podjęta w 
		styczniu 2004 roku wraz z Włochem Simone Moro, zakończyła się na 
		wysokości 7700 m. Do szczytu zabrakło niewiele i zespół wiedział, że 
		wróci na tę górę za rok. Tak też się stało, a wytrwałość i konsekwentne 
		dążenie do wyznaczonego celu zostało nagrodzone największym sukcesem w 
		karierze himalajskiej Morawskiego – pierwszym zimowym wejściem na Shisha 
		Pangmę, dokonanym wraz z Simone Moro 14 stycznia 2005 roku. Za to 
		osiągnięcie uczestnicy polskiej części wyprawy otrzymali nagrodę Kolos w 
		kategorii alpinizm.    
 Rok później Piotr wziął w udział w projekcie Piotra Pustelnika „Tryptyk 
		Himalajski”. Wówczas po raz pierwszy połączył siły z pomysłodawcą tych 
		wypraw oraz Słowakiem Peterem Hamorem, których śmiało można określić 
		najważniejszymi partnerami górskimi w jego karierze. Pierwszy z celów w 
		ramach Tryptyku – najniższy ośmiotysięcznik Cho Oyu – zdobył wraz z 
		Hamorem. Bezpośrednio spod tego tybetańskiego szczytu członkowie wyprawy 
		udali się do Nepalu pod południową ścianę Annapurny, którą zamierzali 
		przejść trudną drogą Boningtona. Drogę udało się powtórzyć, chociaż 
		tylko Hamor stanął na głównym wierzchołku ośmiotysięcznika, a Morawski 
		wraz z Pustelnikiem osiągnęli niższy o osiemdziesiąt metrów wierzchołek 
		wschodni. Pamiętnym epizodem wyprawy była zakończona powodzeniem walka o 
		uratowanie chorego na ślepotę śnieżną Tybetańczyka, którą stoczyli dwaj 
		Piotrowie. Latem tego samego roku miała miejsce trzecia odsłona Tryptyku 
		– tym razem na Broad Peak w Karakorum, który Morawski zdobył po samotnym 
		ataku szczytowym (wcześniej zrezygnował z wejścia na wierzchołek, aby 
		pomóc w zejściu choremu Austriakowi).
 Rok 2007 przyniósł wyprawę na zachodnią ścianę K2 określaną mianem 
		jednego z „ostatnich wielkich problemów Himalajów”. W jej skład – oprócz 
		Morawskiego – tworzyli Słowacy: stały już partner Hamor oraz wschodząca 
		gwiazda himalaizmu – Dodo Kopold. Niestety, z powodu warunków pogodowych 
		wspinaczom w ogóle nie udało się wejść w wymarzoną ścianę, zamiast 
		tego w międzynarodowej ekipie spróbowali zaatakować drugi szczyt świata 
		drogą Česena. Po trzydziestogodzinnej akcji osiągnęli 8000 metrów, ale 
		na tej wysokości musieli rozpocząć odwrót. Zespół polsko-słowacki nie 
		wrócił jednak z wyprawy z pustymi rękami, ponieważ wcześniej – w ramach 
		klimatyzacji – wspinacze weszli na Nanga Parbat drogą Kinshofera.
 Wiosną 2008 roku Piotr ponownie wyruszył na Annapurnę w towarzystwie 
		Pustelnika, Hamora i Darka Załuskiego. Tym razem celem był równie 
		ambitny – była nim droga Gabarrou na zachodniej ścianie tej góry. 
		Zaczęło się obiecująco – od sprawnego wejścia aklimatyzacyjnego na 
		wysoki sześciotysięcznik Ama Dablam. Jednak Annapurna i tym razem nie 
		okazała się łaskawa i czwórka himalaistów musiała w dramatycznych 
		okolicznościach zawrócić z partii podszczytowych. Latem tego samego roku 
		Morawski z Hamorem znowu byli w Karakorum. Jak się łatwo domyślić, po 
		raz kolejny ich cel był niezwykle ambitny – było nim pokonanie w stylu 
		alpejskim trawersu Gasherbrumów. Planu maksimum nie udało się 
		zrealizować, ale wynik wyprawy należy uznać za bardzo udany: dwójkowy 
		zespół dokonał trawersu Gasherbruma I w stylu alpejskim, a później w tym 
		samym stylu zdobył normalną drogą Gasherbrum II.
   
 fot. Marek Arcimowicz/GÓRY   Sezon 2009 Piotr miał rozpocząć kolejnym mocnym uderzeniem, bowiem 
		następnym celem zespołu Morawski-Hamor było wytyczenie nowej drogi na 
		słynnej zachodniej ścianie Manaslu. Niestety, 8 kwietnia, podczas 
		wspinaczki na Dhaulagiri, który był dla nich celem aklimatyzacyjnym, 
		Piotr wpadł do szczeliny lodowcowej i mimo podjętej akcji ratunkowej, 
		dzięki której udało się wydostać go z lodowych czeluści, zmarł. Polskie 
		środowisko wspinaczkowe straciło największy w ostatnich latach talent, 
		jaki pojawił się na scenie himalajskiej.  We wspomnieniu zamieszczonym w magazynie GÓRY czytamy: „Piotrek 
		stopniowo coraz wyżej stawiał poprzeczkę, którą mierzy się himalajskie 
		wyczyny. Oczywiście, jak to w górach najwyższych – raz ją pokonywał, raz 
		nieznacznie strącał, a innymi razy nie miał nawet okazji, aby na dobre 
		spróbować i musiał odkładać wymarzone cele na później. Jedno było wszak 
		pewne – coraz bliższa jego sercu była najbardziej ceniona „gra w stylu 
		alpejskim”: działalność w małych zespołach składających się ze zgranych 
		partnerów – takim jak ten, który tworzył z Peterem Hamorem czy Piotrem 
		Pustelnikiem. Zapewne wróciłby także w góry najwyższe zimą – nie ma 
		wątpliwości, że nadawał się do tego jak mało kto spośród światowej 
		himalajskiej czołówki. Niestety, dziś pozostaje nam tylko domniemywać, 
		co Piotrek osiągnąłby na każdym z pól, na których realizował swoje 
		marzenia i ambicje”.
 Piotr, którego ciało, na życzenie najbliższych, zostało w ukochanych 
		przez niego Himalajach, osierocił dwójkę synków, Ignacego i Gustawa. 
		Rodzina, przyjaciele i tłumnie zgromadzeni przedstawiciele środowiska 
		ludzi gór pożegnali go podczas uroczystej mszy, która odbyła się 16 
		kwietnia 2009 w Warszawie. W czasie uroczystości himalaista został 
		pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za 
		wybitne zasługi dla rozwoju polskiego himalaizmu oraz rozsławianie 
		Polski w świecie.
       |