|

Stanisław Szwarc-Bronikowski
(1917-2010)
Przez wszystkie lata swojego życia zawsze szedł po prąd, wyłamywał się ze
schematów i osiągał zamierzone cele bez naginania własnych zasad. W trakcie
realizowanych za własne pieniądze niezależnych wypraw wyreżyserował ponad setkę
filmów i seriali popularnonaukowych, które emitowane były przez telewizje na
całym świecie. Napisał też kilka książek. Był człowiekiem wybitnym, choć w
szkole nie szło mu najlepiej.
Urodził się w 1917 r. w Górkach na Sandomierszczyźnie. Ukończył renomowaną męską
szkołę średnią w Sandomierzu, a następnie prawo na Uniwersytecie Warszawskim.
Studiował też w Wyższej Szkole Dziennikarskiej. „Ale trzeba powiedzieć, że za
nauką nie przepadałem” – opowiadał. „W gimnazjum w Mielcu musiałem nawet
repetować przez dwójkę z geografii! A kłopoty miałem też z historią”.
Teledysk
Podróżowaniem i robieniem filmów zajął się – jak to często bywa – trochę przez
przypadek. „W okresie stalinowskim byłem dwukrotnie więziony” – wspominał. „W
1956 roku na fali odwilży darowali mi życie. Mój adwokat powiedział, żebym jak
najszybciej zgłosił się gdzieś do pracy. Zatrudniłem się więc w redakcji Dookoła
Świata jako fotoreporter”.
Pierwszą wyprawą, jaką odbył, był wyjazd do Grecji z grupą pracowników
naukowych. „Byłem tam jedynym dziennikarzem. Zrobiłem swój pierwszy film,
właściwie teledysk. Tak to się zaczęło” – mówił. Zawód reportera bardzo mu
odpowiadał, bo przez lata młodości i okupacji nie przywykł do systematycznej
pracy.
Burzliwe lata
W młodości wiele czasu spędzał na długich pieszych wędrówkach po Górach
Świętokrzyskich, do których pozostał mu ogromny sentyment. „To był taki
rozśpiewany okres burzy i naporu” – wspominał. „A Góry Świętokrzyskie i
Sandomierszczyzna były wtedy naprawdę piękne”.
Gdy miał 22 lata, wybuchła wojna. Od jej początku Stanisław Szwarc-Bronikowski
aktywnie włączył się w walkę z okupantem w ramach ZWZ-AK. Od 1939 roku –
najpierw w Klimontowie, a następnie w Sandomierzu – współredagował
antyniemieckie pismo „Komunikat”. Został odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem
Srebrnym Orderu Virtuti Militari „Oprócz tego całą okupację spędziłem w siodle.
Zupełnie się przez to odzwyczaiłem od uporządkowanego życia” – wspomina.
W latach 1945-1946 działał w antykomunistycznym podziemiu – w organizacji
„Wolność i Niezawisłość”. Aresztowany w roku 1946 doświadczył piekła
stalinowskich represji. Kilka kolejnych lat spędził w więzieniu. Koniec koszmaru
nastąpił dopiero w 1956 roku.
Na własny rachunek
Niemal
wszystkie swoje poważne przedsięwzięcia Stanisław Szwarc-Bronikowski
zorganizował samodzielnie. Chociaż przez 35 lat (1960-1995) pracował dla
Telewizji Polskiej, kręcąc dla niej filmy, nigdy nie był tam zatrudniony na
etacie i nie korzystał z pomocy państwa. „Jeden raz dostałem delegację do
Senegalu, by spotkać się tam z Leonidem Teligą, który w 1969 roku jako pierwszy
Polak w historii samotnie opłynął Ziemię jachtem” – opowiadał. „Poza tym zawsze
sam znajdowałem środki na wyprawy”.
W podróż dookoła świata wybrał się mając w kieszeni zaledwie 200 dolarów.
Współpracował z Ligą Żeglugi Morskiej, z telewizjami z całego świata zawierał
umowy na filmy, wyświadczał ludziom przysługi, a oni odwzajemniali mu się
pomocą. Na Nową Gwineę zaproszony został przez polskich misjonarzy, a w Mongolii
samowolnie odłączył się od grupy oficjeli i konno podróżował po całym kraju.
Uważał, że jeśli się chce, to przyjaciół można znaleźć wszędzie. „Na Kubie byli
tak zaskoczeni, że ktoś chce przejść szlak Fidela Castro po Sierra Maestra, że
wszystko mi ułatwili” – śmiał się.
Kolekcjoner
W swych reportażach Szwarc-Bronikowski podejmował tematykę przyrodniczą,
ekologiczną, etnograficzną, archeologiczną, paleontologiczną, geologiczną oraz
religioznawczą. Unikał za to problematyki społecznej i politycznej, bo znacznie
silniej ciągnęło go do natury niż do cywilizacji. Był na wszystkich kontynentach
i zwiedził setki ciekawych miejsc. Najlepiej wspominał te wciąż dzikie i
nieskalane przez człowieka: „Jeśli miałbym gdzieś wrócić, to do Amazonii. Tam
jest inny świat, prawdziwe życie. Wszystko takie naturalne – wspaniałe i
niepowtarzalne. Nigdzie indziej na świecie nie można obserwować, jak w ciągu
zaledwie dwóch minut poczwarka zamienia się w przepięknego motyla”.
Przez wiele lat kolekcjonował przedmioty znalezione i kupione podczas podróży.
To jego hobby. Swoje zbiory zdeponował w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. W
jego kolekcji znalazły się m.in. przypominające filc strzępki odzieży wykonanej
z ubitej kory drzewnej z Ameryki Południowej, wiele odłamków skał i kamieni czy
służące aborygenom do polowań bumerangi z XIX wieku (oryginalne, tzn. takie,
które nie wracają). Ponadto mnóstwo motyli, które także były pasją
Bronikowskiego.
Uznanie
Nigdy nie szukał popularności, a wręcz przed nią stronił. Do wszelkiej maści
gwiazdorstwa i blichtru awersję ma tak silną, że – jak twierdzi jego żona –
przez ostatnich czterdzieści lat udało się go jej zaciągnąć do kina najwyżej dwa
razy. Popularność znalazła go jednak sama – biorąc pod uwagę to, jak dobre robił
filmy, nie mogło być inaczej. Jego reportaże cieszyły się i cieszą wielkim
uznaniem, czego wymiernym efektem były liczne nagrody, jakie za nie otrzymał, m.
in. na festiwalach filmowych w La Chapelle-Vercour w 1988 r. oraz w Barcelonie
rok później. Dostał też Grand Prix na festiwalu „Ekofilm ‘92” oraz Nagrodę
Specjalną „Ekofilm ‘94”.
W 2008 roku część z ogromnego dorobku Bronikowskiego zrealizowanego dla
Telewizji Polskiej ściągnął z archiwalnych półek i pokazał widzom Wojciech
Cejrowski w swoim autorskim programie „Boso przez świat”. Okazało się, że te
stare dokumenty, kręcone w nieco archaiczny dziś sposób, wciąż zaskakują
świeżością spojrzenia, pomysłowością i głębią refleksji. Że mimo upływu czasu
nadal są aktualne i interesujące.

Super
Kolos
Znakomity reporter, pisarz i podróżnik był silnie związany z Kolosami i to od
samego początku istnienia tej nagrody. Współtworzył pierwszy skład Kapituły i
zasiadał w niej do roku 2003. W marcu 2004 roku, w Teatrze Miejskim im. Witolda
Gombrowicza w Gdyni odebrał statuetkę Super Kolosa, którą przyznano mu za
całokształt dorobku i osiągnięć, w szczególności zaś – jak sformułowano to w
uzasadnieniu werdyktu – za „wędrowanie ku źródłom, ku poznaniu całości, ku
syntezie”. Dwa lata później sam wręczał to wyróżnienie – z jego rąk odebrał je
nieżyjący już dziś Kazimierz Kowalski, wybitny taternik, grotołaz i odkrywca. Na
scenie Kolosów spotkało się wówczas dwóch wielkich ludzi.
Stanisław Szwarc-Bronikowski był członkiem wielu prestiżowych organizacji
międzynarodowych, m.in. National Geographic Society oraz The Explorers Club.
Piotr Tomza
|