Ksiądz, doktor filozofii, podróżnik, karateka,
kulturysta, pływak, nurek, spadochroniarz, a przede wszystkim wspaniały
człowiek. Chociaż uparty i bezkompromisowy, jednak pokorny i cierpliwy,
zwłaszcza wobec swoich podopiecznych, odpowiedzialny za kształtowanie ich
charakterów. Zawsze miał szacunek dla przyrody. Pamiętał o potędze żywiołów,
które niejednokrotnie pokrzyżowały jego podróżnicze plany. Często serce
wyrywające się do przygody musiało ustąpić miejsca rozsądkowi. W
podróżniczych pamiętnikach księdza możemy przeczytać rozważania: ”Jak
mały jest człowiek wobec żywiołów? One uczą człowieka pokory. Bóg jest
Stwórcą tych żywiołów. One świadczą o Jego potędze. Kocham morze, kocham
wyprawy.
Morze jest nieprzewidywalne. Tu wszystko zależy od
pogody. To nie my dyktujemy warunki, ale morze. Ono uczy nas pokory”.
Swoje podróżowanie zaczynał będąc jeszcze uczniem
liceum w Sokółce. Zamiast spędzać czas na lekcjach wolał piesze wędrówki po
Tatrach. Z początkiem lat dziewięćdziesiątych wyruszył poza granice Polski.
Autostopem przemierzył niemal całą Europę. W poszukiwaniu pracy sezonowej
odwiedził Szwecję, Finlandię, Norwegię. Później przyszedł czas na inne kraje
europejskie: Słowację, Czechy, Niemcy, Francję, Szwajcarię i Włochy. W
Austrii poszukiwał powołania, a następnie obrał kierunek wschodni na Litwę,
Białoruś i Rosję. Po ukończeniu Liceum w Sokółce wstąpił do Wyższego
Seminarium Duchownego w Białymstoku. Po pierwszym roku studiów wyjechał do
Stanów Zjednoczonych, gdzie spędził dwa lata. Przez pewien czas mieszkał na
Alasce, pracował także na kutrze rybackim. Po ukończeniu studiów został
wikariuszem w parafii Ducha Świętego Pocieszyciela w Giżycku. Na
Uniwersytecie Stefana Wyszyńskiego w Warszawie doktoryzował się z Filozofii
i Misjologii.
Między europejskimi wyprawami znajdywał czas na piesze,
rowerowe lub samochodowe wyprawy po Polsce. Był duchowym i podróżniczym
przewodnikiem młodzieży, chociażby w rajdach po Mazurach i Pomorzu. Jeziora
mazurskie badał dokładnie na i pod powierzchnią wody. W 1998 roku,
wraz z księdzem Szymonem Klimaszewskim, wspięli się na najwyższy szczyt
Uralu- Narodnaja.
Ulubionym środkiem lokomocji księdza był kajak. Spływy
kajakowe zaczynał od polskich rzek Biebrzy, Czarnej Hańczy oraz Kanału
Augustowskiego.
Dwukrotnie opłynął Bajkał, najgłębsze i najbardziej
sztormowe jezioro świata, w 1999 roku w 18 dni wraz ze współtowarzyszami (Czarkiem
Aniśko i Szymonem Klimaszewskim) pokonał 1000 km zachodniego wybrzeża. Na
wody Bajkału powrócił w 2001 roku z Szymonem Klimaszewskim, bratem Arturem i
Piotrem Mozyro, tym razem podróżnicy pokonali wschodnie wybrzeże. Po
zakończeniu wyprawy zapisał w pamiętniku:
„Dlaczego akurat Bajkał? Nie wiem. Myśl się
narodziła i pragnienie by to zrobić i to wszystko. Lubię to. Nie wiem,
dlaczego. Rozum jest mały by pojąć takie rzeczy. Czy marzenia można zmieścić
tylko w logice? Na pewno nie”.
Na kajaku opłynął także wyspę Mageroya słynącą z
najbardziej wysuniętego na północ punktu Europy, jakim jest Przylądek
Nordkapp oraz Archipelag Lofoten znajdujący się na Morzu Norweskim. W 2001
roku dowodził kajakową wyprawą wzdłuż Półwyspu Krymskiego, która zakończyła
się aresztowaniem przed daczą Putina.
W regiony Skandynawii ksiądz Sańko powrócił w 2002 roku
opływając, oczywiście na kajaku, Archipelag Alandzki znajdujący się na Morzu
Bałtyckim.
W 2003 roku ks. Sańko wraz z bratem Tomaszem i Piotrem
Mozyro spłynęli na kajakach największą rzeką wschodniej Syberii -
Leną. Podróżnicy w 72 dni pokonali 4400 km z Kacziugi do Tiksi. Był to
pierwszy udokumentowany spływ kajakowy na tej rzece. Ze względu na trudne
warunki był to wyjątkowy wyczyn. Lena na końcowym odcinku bardziej
przypominała morze niż rzekę, wędrówkę bardzo utrudniały krwiopijne muszki,
gzy i komary oraz kłęby dymu wydobywającego się z płonącej tajgi. Na
szczęście tubylcy-Jakuci byli bardzo życzliwi i pomocni, w wielu trudnych
sytuacjach wyciągali pomocną dłoń do nieznajomych podróżników. Za tą podróż
ks. Dariusz Sańko wraz z Piotrem Mozyro i i Tomaszem Sańko zostali w
wyróżnieni w edycji - Kolosy 2003 - w kategorii Wyczyn Roku.
W 2004 roku ks. Sańko
ponownie wyprawił się na północ Europy, aby opłynąć na kajaku wyspę
Bornholm. A w 2005 roku walczył z żywiołem na Morzu Barentsa i Morzu
Norweskim, gdzie udało mu się wraz z kolegami opłynąć najdalej wysunięte na
północ wyspy Europy (Kvaløya, Rolvsøya, Hjelmsøya, Masøya, Magerøya,
Soroya, Seilandsjøkelen). Po wyprawie zapisał w pamiętniku: „Sztormy,
wiatry, co zwiewają z nóg, piękno dziewiczej przyrody, którą chroni się
przed ludźmi surowy klimat tych regionów, romantyzm przygody morskiej - to
jest to. Cóż więcej człowiekowi do szczęścia jeszcze potrzeba? Podczas
takiej wyprawy człowiek znajduje się jakby w innym wymiarze swego istnienia.
Czuje życie bardziej intensywnie”.
Ostatnią wyprawą księdza Dariusza Sańko oraz jego towarzysza księdza Szymona
Klimaszewskiego, była wspinaczka na najwyższy szczyt Gruzji-Kazbek (5048 m),
należący do gór Kaukaz. Niestety ta wyprawa zakończyła się tragicznie.
Księża ponieśli śmierć w drodze na szczyt.
Okoliczności tej śmierci nie zostały jeszcze wyjaśnione. Ich ciała ratownicy
odnaleźli 22 lutego 2006 roku.
E.P.
"Duchowni, doświadczeni taternicy, wyszli z bazy 13 lutego i mieli w planie
zdobycie szczytu. Od 14 lutego nie było z nimi kontaktu, a gdy nie wrócili
do bazy 18, rozpoczęła się akcja."
"Kazbeg jest trudnym szczytem, latem wejście na niego zajmuje dwa dni. Zimą
nikt nie próbuje go zdobywać. Polscy księża dobrze przygotowali się do
wspinaczki - mieli raki, byli związani linami."
"Księża zaczęli wspinaczkę w mieście Kazbeg na wysokości 2,5 tys. m. Idąc na
szczyt, odwiedzili leżący na szlaku klasztor, w którym mieszka kilku
mnichów, i to właśnie oni po raz ostatni widzieli ich żywych."
"W rejonie, w jaki udali się duchowni na wyprawę, panowały bardzo trudne
warunki. Prawdopodobnie alpiniści zginęli, ponieważ załamała się pogoda.
Nocą temperatura spadła do minus 30 stopni, spadły też 2 m śniegu.
"Ciała kapłanów ekipy ratunkowe znalazły 22 lutego 400 metrów poniżej
szczytu."
"Według przypuszczeń ks. Jerzego Szymerowskiego z
Gruzji prawdopodobnie dwaj wspinający się na górę Kazbek księża byli już
niedaleko szczytu. Ks. Dariusz był wyżej, osunął się z góry, a będący niżej
ks. Szymon bezskutecznie próbował go ratować. Niestety, obaj spadli z góry".
"To cud, że odnaleziono ich ciała. W rejonie Kazbeku od 10 dni notowano
obfite opady śniegu i niewykluczone, że Polacy znaleźli się w zasięgu
lawiny"
(cytaty pochodzą z "Gazety Wyborczej" i portalu "Gazeta.pl)