DRUGI DZIEŃ I SPOTKAŃ PODRÓŻNIKÓW I EKSPLORERÓW
W niedzielę sale Dworku Białoprądnickiego ponownie pękały w szwach. A było
jeszcze bardziej różnorodnie niż w sobotę. Wczorajsi prelegenci, włącznie z
Wojciechem Burzyńskim, Andrzejem Urbanikiem i gościem specjalnym imprezy –
Piotrem Chmielińskim, tym razem podziwiali pokazy swoich, najczęściej młodszych,
kolegów.
Zaczął Tomasz Jakubiec, który podjął się niemal niemożliwego – przedstawienia w
40-minutowej prezentacji 35-letniej historii nadzwyczaj zasłużonego
Akademickiego Klubu Turystyki Kajakowej „Bystrze” z Krakowa. Zdjęcia były
zarówno czarno-białe, dokumentujące trudne początki działalności krakowskich
kajakarzy, jak i jeszcze „gorące”, z ostatnich wypraw. Nie obyło się też bez
nawiązań do wczorajszego pokazu, bo Piotr Chmieliński, jeden z najwybitniejszych
kajakarzy świata, zdobywca Amazonki i Rio Colca, to przecież stary „bystrzak”.
Po tych wodnych reminiscencjach mieliśmy okazję przenieść się w góry. Wysokie,
ale bez przesady. Młody i bardzo obiecujący wspinacz, Wojtek Kozub, opowiedział
o tegorocznej wyprawie w dziewicze szczyty Karakorum. Wraz z Łukaszem Deptą i
Andrzejem Głuszkiem eksplorowali mało znane rejony Grupy Honboro oraz gór Shigar
położone w Pakistanie. W tym czasie udało im się dokonać wejść na trzy trudne,
sześciotysięczne szczyty.
Poza znakomitymi zdjęciami i sportowym wynikiem, na uwagę zasługuje przede
wszystkim wspaniałe, a niestety nieczęsto spotykane, podejście do wspinaczki,
jakie mają Wojtek i jego koledzy. Wybrali się w zwykle omijane przez alpinistów
obszary, bo zależało im po prostu na wspinaczce, zmaganiach z niezdobytymi
ścianami i własnej satysfakcji. Splendor być może mniejszy niż ze zdobycia
którejś ze słynnych ścian, ale czy wszystkim musi chodzić o splendor? 6500 m
n.p.m. być może nie robi takiego wrażenia jak 8000 m n.p.m., ale Wojtkowi i jego
kolegom jakoś to nie przeszkadza. I bardzo dobrze.
Kolejnym prelegentem był Marek Kalmus, człowiek zajmujący się tak wieloma
rzeczami, że na wymienienie ich wszystkich, potrzeba naprawdę sporo miejsca:
podróżnik, geolog, filozof, alpinista, żeglarz, badacz kultury i sztuki
tybetańskiej, znawca buddyzmu, tradycyjnej medycyny chińskiej itd. itd. Podczas
I Spotkań Podróżników i Eksplorerów opowiedział o Bhutanie, z którego niedawno
wrócił.
Kraj ten, z pożytkiem dla jego wyjątkowego charakteru i pielęgnowanej w
nim kultury buddyjskiej, wciąż pozostaje na marginesie światowych szlaków
turystycznych. Od Marka Kalmusa można się było dowiedzieć niezwykle ciekawych
rzeczy o – wyjątki jednak się zdarzają – mądrym i autentycznie szanowanym przez
obywateli władcy oraz o tym, że Bhutańczycy, by odstraszyć złe duchy,
tradycyjnie umieszczają nad drzwiami swoich domów rzeźbione fallusy.
Po wodzie, powietrzu (wysokogórskim) i lądzie przyszedł czas na jaskinie, czyli
„Tam, gdzie nie ma słońca”. Karolina Filipczak z Sekcji Taternictwa Jaskiniowego
Klubu Wysokogórskiego Kraków (laureaci Kolosa 2006) zaprezentowała osiągnięcia
swoje oraz koleżanek i kolegów z działalności w słoweńskim masywie Kanin w
Alpach Julijskich (wyeksplorowanie drugiego pod względem głębokości trawersu
jaskiniowego świata), a także w ramach międzynarodowej wyprawy w rejon Tian Xing,
która doprowadziła do połączenia jaskiń Lan Mu Shu i Quikeng Dong i powstania
tym samym najgłębszego systemu jaskiniowego Chin.
Stamtąd do Sudanu, podążając szlakiem Józefa Bema, polskich trenerów sportów
zespołowych oraz wszechobecnych agentów, zabrali widzów Piotr Tomza i Sławek
Kunc, który potwierdził, że prezentowanych dzień wcześniej świetnych zdjęć z
Mongolii, nie zrobił przez przypadek.
A pod koniec znów była okazja do powspominania. Mieczysława Pawełczyk-Nowak i
Aleksy Gałka rozbawili publiczność opowieściami z żeglarsko-naukowej wyprawy na
Karaiby, którą 29 lat temu zorganizował Krakowski Yacht-Club. Niby dawno, ale
dzięki barwnemu językowi i odważnym (ci, którzy byli, wiedzą, o co chodzi)
zdjęciom, powiało świeżą bryzą.
Członkowie wyprawy Karaiby po 29 latach
Było już dobrze po 21., kiedy nastąpiło oficjalne zakończenie I Spotkań
Podróżników i Eksplorerów. Całość udała się znakomicie. Ocena według najbardziej
wymiernego i obiektywnego kryterium – zainteresowania publiczności – nie
pozostawia wątpliwości. Zresztą widzowie nie opuszczali sali nawet po zamknięciu
imprezy. Przed sobą mieli bowiem jeszcze pokaz filmów laureatów Kolosów z lat
2005-2007.
Na Januszu Janowskim, pomysłodawcy i organizatorze imprezy, spoczywa teraz
niemała odpowiedzialność. Doprawdy trudno sobie wyobrazić, jakby się mógł
wytłumaczyć wszystkim, którzy przez dwa ostatnie dni szczelnie zapełnili sale
Dworku Białoprądnickiego, gdyby za rok nie doszło do II Spotkań Podróżników i
Eksplorerów w Krakowie.
Dziękujemy organizatorom – za zaangażowanie; wszystkim prelegentom – za
pasjonujące prezentacje; publiczności – za obecność do końca i spontaniczne
reakcje; oraz Centrum Kultury Dworek Białoprądnicki – za gościnę. A sponsorom?
Podziękujemy za rok, bo tym razem się nie pokwapili. Ich strata.
Tymczasem – czekamy na Kolosy. Dziesiąta edycja już w marcu, oczywiście w Gdyni.
Piotr Tomza
Rozmowy z
uczestnikami Spotkań.