Kolosy
jakich jeszcze nie było
Po kilkunastu latach trwania imprezy niełatwo o zaskoczenia. A jednak tegoroczne
Kolosy udowodniły, że jest to możliwe. Wyjątkowi goście specjalni, najwyższa w
historii frekwencja, przede wszystkim zaś prezentacje, które w zgodnej opinii
widzów wzbogaciły największy festiwal podróżniczy w Europie o nową jakość –
przez trzy dni w Gdyni naprawdę dużo się działo.
Chociaż Hala Sportowo-Widowiskowa, w której odbywały się 13. Ogólnopolskie
Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów, nie należy do najmniejszych,
pękała w szwach od wczesnego piątkowego popołudnia. I nie zmieniło się to aż do
niedzieli wieczór. Mieszcząca 4 tys. osób sala główna, 150-osobowa sala
seminaryjna, stoiska z książkami i prasą specjalistyczną, a także stanowiska ze
sprzętem outdoorowym - wszystkie te miejsca wciąż były pełne. Przez imprezę
przewinęło się w sumie kilkanaście tysięcy osób.
Od pierwszego dnia nie brakowało też spektakularnych wydarzeń. W piątek
najważniejszym momentem była ceremonia wręczenia Super Kolosa. Przy aplauzie
widowni otrzymał go Piotr Pustelnik. Nagrodę dla wybitnego himalaisty, który w
ubiegłym roku, stając na szczycie Annapurny, jako trzeci Polak w historii oraz
dwudziesty człowiek na świecie zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, wyjątkowo
przyznano tak wcześnie, bo już w sobotę Pustelnik wyruszył na kolejną wyprawę do
Nepalu.
Statuetka, którą w imieniu Kapituły Kolosów wręczył laureatowi Piotr
Chmieliński, nie była lekka, na szczęście okazało się, że regularny trening na
siłowni może się przydać nie tylko w górach. Kpt. Krystyna
Chojnowska-Liskiewicz, odczytując werdykt Kapituły, podkreśliła, że nagroda
Super Kolosa to wyraz najwyższego uznania dla człowieka, który przez 20 lat
wytrwale dążył do wytyczonego celu, zachowując przy tym, w trakcie wypraw
wysokogórskich, przykładną postawą etyczną.
Jednym z najciekawszych wydarzeń soboty była prezentacja Magdaleny Skopek. Jej relacja z wyjątkowej,
dwumiesięcznej podróży za Koło Polarne, podczas której przez dwa miesiące
dzieliła koczownicze życie z rodziną rdzennych mieszkańców Półwyspu Jamalskiego,
chyba nikogo nie pozostawiła obojętnym. O tej prezentacji ludzie opowiadali
sobie potem na korytarzach gdyńskiej Hali Sportowo-Widowiskowej z wypiekami na
twarzach. Bo była autentyczna, szczera, bezkompromisowa. Pokazała, w jaki
sposób, z szacunkiem i bez uprzedzeń, można się starać wniknąć w całkowicie
różną kulturę i ją poznawać oraz jak bardzo może to być fascynujące.
Kiedy następnego dnia, podczas uroczystej ceremonii wręczenia statuetek za
dokonania roku, to właśnie Magdalena Skopek odebrała Kolosa w kategorii
„Podróże”, raczej nikt nie miał wątpliwości, że nagroda trafia we właściwe ręce.
Wzruszona laureatka zapowiedziała, że będzie się starać, by zawieźć Kolosa tym,
bez których nie byłoby jej podróży – nienieckiej rodzinie Akatteto. Oprócz
Kolosa podróżniczka z Trójmiasta otrzymała także nagrody publiczności – za
najlepszą prezentację oraz za najlepsze zdjęcie wystawy FotoGlob.
Równie ważna okazała się sobotnia prelekcja Sylwestra Czerwińskiego. Laureat
Kolosa 2001 za samotną rowerową podróż z Goleniowa do Pekinu i z powrotem, tym
razem przedstawił wyprawę „Kropla świata”. W ciągu dwóch i pół lat przejechał na
rowerze ponad 50 tys. km, dotarł aż na Nową Zelandię i spotkał miłość swojego
życia. Opowiadał szczerze, „od serca”, bezpretensjonalnie i przekonująco.
Słuchając jego historii, z których przebijała prawdziwa, głęboka fascynacja
światem i ludźmi, wzruszenia nie kryli nawet ci, których poruszyć niełatwo.
Czerwiński dotykał sedna, sensu podróżowania – więcej niczego nie trzeba. W
niedzielę otrzymał Kolosa w kategorii „Wyczyn roku”.
W obu przypadkach, zarówno Magdaleny Skopek, jak i Sylwestra Czerwińskiego,
Kapituła Kolosów nie nagrodziła bicia rekordów, ścigania się czy realizowania
ekstremalnych pomysłów, ale podróże pełne pasji, uporu, odwagi, przekraczające
schematy i granice konwencji. Świeże, odkrywcze i inspirujące.
Po sobotnich pokazach miała miejsce część nieoficjalna. Podczas imprezy przy
gdyńskim Skwerze Kościuszki były nie tylko tańce i to, co zwykle im towarzyszy,
ale też mnóstwo rozmów, z których przynajmniej kilka wyszło daleko poza ramy
knajpianych pogawędek o podróżowaniu. Do jednej z takich spontanicznych, pełnych
emocji, toczonych nad ranem dyskusji nawiązał następnego dnia Artur Kozłowski,
odbierając z rąk Macieja Kuczyńskiego, znowu przy wypełnionej po brzegi sali
Hali Sportowo-Widowiskowej, Kolosa w kategorii „Eksploracja jaskiń”. – Wczoraj,
może o trzeciej, a może o czwartej w nocy, doszliśmy do tego, że wchodzenie do
jaskiń, a zwłaszcza nurkowanie w nich, ma w sobie coś z powrotu do samego
Początku, do łona – mówił laureat. – Zastanówcie się państwo: przecież nasi
przodkowie, ludzie pierwotni, kiedyś wszyscy mieszkali w jaskiniach, w nich
znajdowali schronienie.
Artur Kozłowski, którego Kapituła uhonorowała za eksplorację podziemnego
przepływu rzeki Coole w Irlandii w słabo dotąd zbadanym przez grotołazów
terenie, to zresztą nie tylko znakomity speleolog, ale i człowiek posiadający
rzadki dar opowiadania o swojej – było nie było – wąskiej specjalizacji w
sposób, którym jest w stanie „zarazić” każdego. Po rozmowie z nim nurkowanie w
jaskiniach przestaje być zajęciem abstrakcyjnym i niezrozumiałym.
Wydarzeniem niedzieli, oprócz popołudniowej ceremonii wręczenia statuetek, była
wizyta w Gdyni Simone Moro. Jeden z najwybitniejszych obecnie himalaistów świata
przyleciał do Polski tylko na jeden dzień, specjalnie, by uczestniczyć w
Kolosach.
W południe odbyła się konferencja prasowa z jego udziałem. Włoch opowiadał
podczas niej o swoich inspiracjach, o plakacie Reinholda Messnera, który wisiał
nad jego łóżkiem, kiedy był dzieckiem, a także o szacunku dla dokonań polskich
wspinaczy, twórców himalaizmu zimowego. Nieprzypadkowo gospodarzem spotkania
Moro z dziennikarzami był świetnie mówiący po włosku Krzysztof Wielicki,
pierwszy zimowy zdobywca Mount Everestu.
Następnie, już na dużej sali, Simome Moro zaprezentował film zrealizowany
podczas jego ostatniej wyprawy, zakończonej niebywałym sukcesem, jakim było
pierwsze w historii wejście zimą na ośmiotysięcznik w Karakorum. Moro dokonał
tego wyczynu wraz z Denisem Urubko i Cory Richardsem, stając w lutym na szczycie
Gasherbruma II.
Choć żaden z trzech wymienionych himalaistów nie jest Polakiem, Kapituła Kolosów
właśnie ich postanowiła uhonorować w tym roku statuetką w kategorii „Alpinizm”.
Stało się tak, ponieważ osiągnięcie Włocha, który ma na swoim koncie już trzy
zdobyte zimą ośmiotysięczniki, oraz jego partnerów to kolejny ważny krok w
rozwoju himalaizmu zimowego, a więc dyscypliny zdecydowanie polskiej,
zainicjowanej ponad 30 lat temu przez Andrzeja Zawadę.
Warto przypomnieć, że dla Simone Moro to już drugi Kolos. Pierwszego otrzymał w
roku 2005, razem z nieżyjącym już dziś Piotrem Morawskim, który odebrał wówczas
statuetkę za ich wspólną zimową wyprawę na Shishę Pangmę, zakończoną pierwszym
po – wtedy - szesnastu latach zimowym wejściem na ośmiotysięcznik.
Spośród niedzielnych prezentacji publiczność znakomicie przyjęła także opowieść
o jedynym w swoim rodzaju 32-letnim rejsie kpt. Jerzego Radomskiego na jachcie
„Czarny Diament” oraz przezabawne anegdoty Jerzego Adamuszka, który – ilustrując
to zdjęciami z głębokich lat 80. XX wieku – z poczuciem humoru i dystansem do
siebie przybliżył swoje wędrówki po obu Amerykach.
W dodatku po prezentacji kpt. Radomskiego nikt nie miał wątpliwości, że
żeglarski Kolos za rok 2010 może trafić w ręce tylko jednej osoby. Rejs, w
trakcie którego siwowłosy żeglarz przepłynął łącznie blisko 240 tys. mil
morskich, czyli odległość przekraczającą dystans dzielący Ziemię od Księżyca,
uhonorowali także swoją nagrodą dziennikarze.
Kapituła Kolosów wyróżniła ponadto Nagrodą Specjalną zawsze kipiącego dobrym
humorem Jarosława Frąckiewicza, stałego bywalca Kolosów, za długoletnią,
niestrudzoną aktywność na wielu polach i realizację ambitnych przedsięwzięć
podróżniczych, szczególnie kajakowych, oraz zarażanie innych swoim optymizmem i
pogodą ducha.
W tym roku Jarosław Frąckiewicz był zresztą wyjątkowo zapracowany, bowiem w
niedzielę rano prowadził w sali seminaryjnej specjalny blok prezentacji
poświęcony podróżom „trzeciego wieku”. Seminarium przyciągnęło dokładnie tych,
do których było adresowane – wśród uczestników najpopularniejszym kolorem włosów
był siwy. Ci, którzy nie byli, mogą tylko żałować, tym bardziej, że całość
rozpoczęła się od koncertu Jarosława Frąckiewicza na akordeonie.
Z kolei Nagrodę im. Andrzeja Zawady - dla młodych podróżników na realizację
wyprawy - otrzymał Tomasz Kowalski. Towarzyszący temu wyróżnieniu grant
Prezydenta Gdyni w wysokości 15 tys. zł ma mu pomóc w zdobyciu wszystkich
siedmiotysięczników b. Związku Radzieckiego w rekordowo krótkim czasie. Kowalski
chce tym samym poprawić osiągnięcie Denisa Urubki.
Podczas ceremonii nie brakowało też wzruszających momentów. Jednym z nich było
podziękowanie dla kończącego swoją pracę w Kapitule Kolosów kpt. Wojciecha
Jacobsona, który przez 10 lat angażował swoją wiedzę, doświadczenie i autorytet
w nagradzanie dokonań podróżników.
Chociaż uroczystość wręczenia Kolosów zakończyła się późnym popołudniem w
niedzielę, największa podróżnicza impreza w Europie wciąż jeszcze trwała. O
osiemnastej Olga Morawska ogłosiła wyniki 1. edycji Memoriału im. Piotra
Morawskiego, w którym zwyciężył projekt Stefana Czernieckiego „Śladem szeptu
amazońskiego potoku”, zaś na deser – i to naprawdę najwyższej jakości –
zaserwowano film Marka Klonowskiego „Sam nie wiem gdzie”, będący relacją z
motocyklowej włóczęgi po kazachskich stepach.
Znając Klonowskiego, laureata Kolosa 2008 za trawers Mount Logan, właściwie
należało się tego spodziewać, ale efekt i tak przerósł oczekiwania. Jak wnoszące
nową jakość prezentacje Magdaleny Skopek czy Sylwestra Czerwińskiego, tak i film
Klonowskiego, którego każdą klatkę przenikał duch całkowitej anarchii, wywrócił
wszystkie schematy do góry nogami.
Na tych, którzy mieli siłę zostać do samego końca imprezy, czekał jeszcze film
Marka Kamińskiego „Ekspedycja Wisła”. Po nim już jednak i po trzech dniach
emocji oraz niesamowitych wrażeń gdyńską Halę Sportowo-Widowiskową trzeba było
niestety wreszcie opuścić. Na rok. Aż do kolejnych Kolosów.
Organizatorów imprezy czeka teraz spore wyzwanie. Zainteresowanie, jakim
cieszyły się 13. Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów,
przerosło oczekiwania wszystkich. Pogodzenie konieczności przestrzegania wymogów
bezpieczeństwa przewidzianych dla imprez masowych z tym, by każdy poszukujący
inspiracji i fascynujących opowieści mógł wejść na salę, najlepiej jak najkrócej
stojąc przy tym w kolejce, nie będzie proste. Ale skoro po kilkunastu latach
istnienia Kolosy mogą być wciąż świeże i oryginalne, trudności logistyczne też
powinno dać się rozwiązać. Nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo.
GALERIA ZDJĘĆ
fot. Adrian Larisz
Sylwester Czerwiński, Denni Tamba-Czerwińska, Anna Janowska
Magda Skopek i Piotr Raszyk
Kinga Baranowska i Piotr Pustelnik
Sala seminaryjna
Więcej zdjęć z Kolosów
>>